Super User

Kiedy oglądamy fotografie z naszego wczesnego dzieciństwa, najczęściej czujemy wzruszenie. Patrzymy na siebie samych z perspektywy kilku lub kilkudziesięciu lat, wspominamy, przywołujemy pamięć o tych, którzy robili nam te zdjęcia lub są na nich obok nas.

W trzeciej klasie gimnazjum rozmawialiśmy o wierszu Wisławy Szymborskiej „Pierwsza fotografia Hitlera”. Zanim jednak poznaliśmy tekst polskiej noblistki, przygotowaliśmy się do lekcji w nietypowy sposób – przesłaliśmy bowiem pani Renacie nasze zdjęcia z dzieciństwa. Polonistka rozpoczęła zajęcia od zagadki: kto jest na zdjęciu? Oglądaliśmy więc prezentację złożoną z naszych fotografii i zgadywaliśmy, kim jest śliczny bobas na rękach mamy, kim nieśmiała księżniczka przy wielkiej choince czy roześmiany chłopiec wysmarowany pastą do zębów. Było naprawdę dużo śmiechu! Po naszych zdjęciach przyszła kolej na te z dzieciństwa znanych ludzi ze świata polityki, filmu czy mody. I tu poradziliśmy sobie wyśmienicie, choć rozpoznanie osób na niektórych fotografiach sprawiło nam nieco kłopotów.

Na koniec zobaczyliśmy zdjęcie rocznego malucha w odświętnym ubranku, który ufnie patrzył w aparat fotograficzny. Okazało się, że w tym punkcie pomysł pani Renaty na lekcję z nami nieco się skomplikował, bowiem polonistce zależało na tym, abyśmy wspólnie zastanowili się, jaka przyszłość czeka to dziecko, którego zdjęcie razem oglądamy. Wszyscy jednak znaliśmy tego malucha – był to mały Adolf – więc od razu przeszliśmy do analizy tekstu Wisławy Szymborskiej.

Na koniec zajęć obejrzeliśmy kontrowersyjną wystawę zdjęć, którą swojej sześciomiesięcznej córce zrobiła duńsko-norweska artystka - Nina Marii Kleivan. Dlaczego była to kontrowersyjna wystawa? Artystka przebierała bowiem swoje dziecko za największych dyktatorów i zbrodniarzy XX wieku i robiła mu zdjęcia. Oglądaliśmy więc fotografie m.in. małego Hitlera, Mao, Stalina, Husajna czy Pinocheta. Nina Marii Kleivan twierdziła , że „zło tkwi w każdym z nas” . Czy tak jest w istocie i od czego zależy, że niektórzy ludzie ze słodkich maluchów wyrastają na zbrodniarzy - z tym i innymi pytaniami wyszliśmy z lekcji języka polskiego.

 

Wisława Szymborska

Pierwsza fotografia Hitlera

A któż to jest ten dzidziuś w kaftaniku?

Toż to Adolfek, syn państwa Hitlerów!

Może wyrośnie na doktora praw?

Albo będzie tenorem w operze wiedeńskiej?

Czyja to rączka, czyja, oczko, uszko, nosek?

Czyj brzuszek pełen mleka, nie wiadomo jeszcze:

drukarza, konsyliarza, kupca, księdza?

A dokąd te śmieszne nóżki zawędrują, dokąd?

Do ogródka, do szkoły, do biura, na ślub

może z córką burmistrza?

 

Bobo, aniołek, kruszyna, promyczek,

kiedy rok temu przychodził na świat

nie brakło znaków na niebie i ziemi:

wiosenne słońce, w oknach pelargonie,

muzyka katarynki na podwórku,

pomyślna wróżba w różowej bibułce,

tuż przed porodem proroczy sen matki:

gołąbka we śnie widzieć-radosna nowina,

tegoż schwytać-przybędzie gość długo czekany.

Puk puk, kto tam, to stuka serduszko Adolfka.

 

Smoczek, pieluszka, śliniaczek, grzechotka,

chłopczyna, chwalić Boga i odpukać, zdrów,

podobny do rodziców, do kotka w koszyku,

do dzieci z wszystkich innych rodzinnych albumów.

No, nie będziemy chyba teraz płakać,

pan fotograf pod czarną płachtą zrobi pstryk.

 

Atelier Klinger, Grabenstrasse Braunau,

a Braunau to niewielkie, ale godne miasto.

solidne firmy, poczciwi sąsiedzi,

woń ciasta drożdżowego i szarego mydła.

Nie słychać wycia psów i kroków przeznaczenia.

Nauczyciel historii rozluźnia kołnierzyk

i ziewa nad zeszytami.