Super User

"Mój pierwszy egzamin obfitował w wiele wydarzeń, które działy się jednocześnie. Nie były one niestety miłe. Prócz zwyczajnego zdenerwowania, jak to przed egzaminem, wyjechał mój tata i stało się coś naprawdę bardzo smutnego - umarł papież Jan Paweł II - wybitny Polak, niezwykły Człowiek, prawdziwy Chrześcijanin.
Tak więc mój pierwszy egzamin rozpoczął się mszą świętą poświęcona zmarłemu Janowi Pawłowi II. Każdy po cichu modlił się też o łatwe pytania. Pełni lęku i obaw poszliśmy na salę gimnastyczną, gdzie miał się odbyć egzamin. Czekaliśmy na wejście bardzo przestraszeni. Każdy po swojemu był zdenerwowany, spięty i czuł ogromną niepewność. Słychać było szczękanie zębów, ogryzanie paznokci, nerwowy chichot. Panie wychowawczynie rozdawały kawałki czekolady na wzmocnienie organizmu i dodanie energii. Wreszcie przyszła pani dyrektor i wpuściła nas na salę. Zaczęło się! Przerażenie sięgnęło zenitu. Najchętniej ucieklibyśmy, gdzie pieprz rośnie! Na szczęście wtedy rozdano nam testy. Wszystko nagle stało się jasne, nikt się nie denerwował, pytania okazały się proste.
Po godzinie skończyliśmy. Wychodząc z sali, spotkaliśmy panią Renatę. Podawała nam prawidłowe odpowiedzi. Niektórzy smucili się, inni cieszyli. Na szczęście większość oceniła się na ponad 30 punktów. To byłyby bardzo dobre wyniki. To byłby bardzo dobry egzamin."

Piotr Modrzejewski