Super User

Sveiki atvykę į Vilnių!

czyli kilka słów o wiosennej szkole humanistów

Drrryyyń!

Co to? Budzik? O 5:00?! Jakaś pomyłka. To przecież jeszcze półtorej godziny snu!

Zaraz, zaraz... Jaki mamy dziś dzień?

24 kwietnia rano, kiedy Gimnazjum na Twardej powoli wypełniało się uczniami omawiającymi (i opłakującymi) wyniki sprawdzianów rocznych, humany – klasy 1A, 2A, 3A i 3D – zebrały się przy ul. Królewskiej niedaleko Ogrodu Saskiego. Ogromne walizki wypchane po brzegi samymi najpotrzebniejszymi rzeczami - w końcu wyjeżdżali aż na cztery dni - ułożone jedna na drugiej, zajęły całe bagażniki, a uczniowie miejsca w dwóch autokarach (rzecz jasna, jeden obok drugiego).

Jako że, niestety, nie mogłam być w dwóch miejscach na raz, od tego momentu wydarzenia opisane w tym artykule będą dotyczyły tylko jednej grupy – złożonej z klas 2A i 3D oraz pani Renaty Mizerackiej i pani Bogumiły Krakowiak.

Po sprawdzeniu listy obecności pani Mizeracka przedstawiła nam wyjątkową osobę, która miała towarzyszyć naszej grupie podczas wyjazdu, przewodnika, pana Stanisława. Jeszcze tylko krótkie przypomnienie o zapięciu pasów i autokar mógł spokojnie ruszać. Opowieść pana Stanisława rozpoczęła się za pierwszym zakrętem. Niestety, niewielu z nas naprawdę go słuchało, co było skutkiem wczesnej pory i niewyspania. Kiedy wszystkie zdjęcia paszportowe zostały obejrzane, rozmowy umilkły i zastąpiło je ziewanie. Nie miałam zamiaru zasypiać, ale zamknęłam oczy i… no, samo tak jakoś wyszło.

Obudziłam się tuż przed pierwszym postojem, który, z rozkazu pana Stanisława, miał trwać „trzydzieści minut do pół godziny”. Z tego, co pamiętam, była już prawie dziesiąta. Niektórzy jeszcze spali, inni chichotali, robili zdjęcia i cieszyli się własnym towarzystwem, a jeszcze inni z zadumą wpatrywali się w widok zza szyby, nie rozstając się z słuchawkami. W tle, co i rusz słychać było kolejne fragmenty opowieści pana przewodnika, im bliżej Wilna, tym dłuższe i ciekawsze. Kolejne godziny mijały coraz szybciej i, nim się obejrzeliśmy, dojeżdżaliśmy do granicy. W ciągu kilkunastu sekund straciliśmy całą godzinę, gdy wjeżdżając na Litwę zmieniliśmy strefę czasową (z 13:00 na 14:00).

Krajobraz za oknem nie różnił się prawie niczym od tego, który zostawiliśmy za sobą i niczym nie zachwycał, ot pola i lasy. Siła roamingu sprawiła, że, nie chcąc wydawać mnóstwa pieniędzy na korzystanie z internetu, zajęliśmy się graniem w karty, wisielca, państwa-miasta i wszystkie inne gry, do których wystarczy kartka i długopis. Wszystko zmieniło się, gdy wjechaliśmy do Wilna. Wyraźna granica i kontrast między starszą a nowszą częścią miasta zachwycały. Z jednej strony rozwinięta metropolia, wysokie, nowoczesne budynki, a z drugiej niewspółczesne, dawne piękno starego miasta, które obserwowaliśmy z nosami przyklejonymi do szyb.

Pierwszym punktem, który zrealizowaliśmy w ramach zwiedzania, była Góra Trzykrzyska. Stamtąd mieliśmy widok na całe miasto i to właśnie tam mogliśmy dostrzec dokładną granicę między starym i nowym Wilnem. Kolejne atrakcje czekały nas następnego dnia. Przyszedł czas na zakwaterowanie w hotelu o dźwięcznej nazwie „Ponas Tadas” (tzn. Pan Tadeusz). O 19: 30 zeszliśmy na dół, do restauracji, na obiadokolację. Co jak co, ale na jedzenie nie mogliśmy narzekać - było naprawdę pyszne.

Kolejny dzień, poza nowym planem zwiedzania i śniadaniem o 7:30, przyniósł panią Albinę, mieszkankę Wilna polskiego pochodzenia. Kobieta powitała nas słowami „labas rytas”, co po litewsku znaczy „dzień dobry”. Zasłuchani w jej opowieść o historii miasta, nie zauważyliśmy, kiedy znaleźliśmy się tuż obok cmentarza na Rossie - przepięknego miejsca upamiętniającego życie wielu bohaterów i znanych Litwinów oraz Polaków. Dowiedzieliśmy się tam wiele m.in. o Władysławie Syrokomli, którego imię nosiła polska szkoła w Wilnie, którą odwiedziliśmy ostatniego dnia wycieczki.

W towarzystwie pani Albiny zwiedziliśmy wiele kościołów, cerkwi, muzeum Adama Mickiewicza oraz dziedziniec Uniwersytetu Wileńskiego. Oprowadzał nas również pan Stanisław, co i rusz zwracając naszą uwagę na ważniejsze daty i wydarzenia. Po całym dniu pełnym wrażeń bolały nas nogi i marudziliśmy, jednocześnie podziwiając panią Albinę, która, mimo że nie pierwszej młodości, wytrwale prowadziła nas ulicami miasta trzymając w ręku różową parasolkę, uśmiechając się i żartując.

Niedzielne zwiedzanie rozpoczęliśmy od wyjazdu do Trok i rejsu statkiem wokół zamku na półwyspie. Na pokładzie robiliśmy sobie mnóstwo zdjęć, oddychaliśmy świeżym powietrzem i śpiewaliśmy przeboje Lady Pank. Niestety, nie udało nam się zwiedzić samego zamku, za to spędziliśmy godzinę na oglądaniu, wybieraniu i kupowaniu pamiątek – „to dla mamy, to dla młodszego brata, a to zawiozę dziadkom”.

Po południu przyszedł czas na grę miejską. Wróciliśmy do Wilna, by tam podzielić się na drużyny, wymyślić dla nich efektowne nazwy i otrzymać zadania do wykonania. Wszystkie dotyczyły obiektów obejrzanych poprzedniego dnia. Na skutek tego, iż kalendarz wskazywał niedzielę, nie mogliśmy się dostać do każdego z nich. Trzeba było więc liczyć na informacje, które się zapamiętało. Oczywiście narzekanie, które towarzyszyło nam poprzedniego dnia, nie pomogło w wykonaniu zadania. Dla niektórych jedynym ratunkiem okazały się kawiarnie z darmowym dostępem do internetu. Przykładowym polecaniem umieszczonym w karcie gry było chociażby prawidłowe zapisanie imienia i nazwiska Adama Mickiewicza po litewsku oraz udanie się do jednej z restauracji i wypisanie tradycyjnych litewskich dań z menu. Wyniki gry poznaliśmy już wieczorem, w hotelu. Pierwsze i drugie miejsce zajęły grupy złożone z uczniów klasy 2A, trzecie miejsce – drużyna z klasy 3A.

Trzy dni minęły o wiele szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. W poniedziałek rano obudziliśmy się ze świadomością, że już pora wracać. O 9:00 zebraliśmy się na dole, przy recepcji. Przedostatnim punktem wycieczki było spotkanie z polskimi uczniami – bardzo krótkie i nie do końca udane – aczkolwiek dowiedzieliśmy się, jak wygląda edukacja w litewskiej szkole, gdzie sześciolatki mijają na korytarzu już dorosłych uczniów.

Podczas podroży do Wilna nie udało nam się zatrzymać w Kownie, więc odwiedziliśmy je w drodze powrotnej. Na miejscu poznaliśmy panią Janinę, kolejną polską przewodniczkę. Po początkowym zdziwieniu i rozbawieniu, które wywoływało w nas mówienie po polsku z litewskim akcentem, nie było już śladu, gdyż poznaliśmy wielu ludzi mówiących w ten sposób i spędziliśmy z nimi sporo czasu. Piękne, kowieńskie krajobrazy wywarły na nas ogromne wrażenie i staraliśmy się każdy z nich zatrzymać na fotografiach. Czas nie pozwolił na dłuższe zwiedzanie wnętrz zabytków architektury miasta, ale wiele z nich zobaczyliśmy z bliska – mieliśmy okazję podziwiać m.in. ratusz i zamek kowieński, słuchając opowieści pani przewodnik o tym, jak powstały i co się działo w Kownie na przestrzeni lat.

Przed 20:00 autokar dojechał na wyznaczone miejsce. Podziękowaliśmy panu Stanisławowi i kierowcy, który nam towarzyszył, gromkimi brawami, pożegnaliśmy panie nauczycielki i siebie nawzajem i wraz z rodzicami udaliśmy się do własnych domów. Trochę zmęczeni, ale bardzo zadowoleni.

Dzięki wycieczce do Wilna, wiosennej szkole humanistów, dowiedziałam się nie tylko rzeczy, które mogę znaleźć w każdym przewodniku, ale również tych, których trzeba doświadczyć samemu, chociażby tego, że w wileńskich cukierniach bardzo trudno jest znaleźć tort urodzinowy. Wiem, że długo nie zapomnę tego wyjazdu, dzięki osobom, które mi towarzyszyły oraz niezwykłym miejscom, które razem odwiedziliśmy. A do Wilna na pewno jeszcze wrócę…

Magdalena

Cmentarz na Rossie

Gra miejska

Koncert Ady, występy uliczne, konkurs z nagrodami

Kowno: Kościół Świętego Jerzego, zamek

Kowno

Wilno - muzeum Adama Mickiewicza, Ostra Brama

Troki - zamek, rejs statkiem

Wilno - uniwersytet, katedra wileńska

Wilno

Wilno - szkoła, urodziny Maćka