Super User

"Mój pierwszy egzamin obfitował w wiele wydarzeń, które działy się jednocześnie. Nie były one niestety miłe. Prócz zwyczajnego zdenerwowania, jak to przed egzaminem, wyjechał mój tata i stało się coś naprawdę bardzo smutnego - umarł papież Jan Paweł II - wybitny Polak, niezwykły Człowiek, prawdziwy Chrześcijanin.
Tak więc mój pierwszy egzamin rozpoczął się mszą świętą poświęcona zmarłemu Janowi Pawłowi II. Każdy po cichu modlił się też o łatwe pytania. Pełni lęku i obaw poszliśmy na salę gimnastyczną, gdzie miał się odbyć egzamin. Czekaliśmy na wejście bardzo przestraszeni. Każdy po swojemu był zdenerwowany, spięty i czuł ogromną niepewność. Słychać było szczękanie zębów, ogryzanie paznokci, nerwowy chichot. Panie wychowawczynie rozdawały kawałki czekolady na wzmocnienie organizmu i dodanie energii. Wreszcie przyszła pani dyrektor i wpuściła nas na salę. Zaczęło się! Przerażenie sięgnęło zenitu. Najchętniej ucieklibyśmy, gdzie pieprz rośnie! Na szczęście wtedy rozdano nam testy. Wszystko nagle stało się jasne, nikt się nie denerwował, pytania okazały się proste.
Po godzinie skończyliśmy. Wychodząc z sali, spotkaliśmy panią Renatę. Podawała nam prawidłowe odpowiedzi. Niektórzy smucili się, inni cieszyli. Na szczęście większość oceniła się na ponad 30 punktów. To byłyby bardzo dobre wyniki. To byłby bardzo dobry egzamin."

Piotr Modrzejewski


 

"Praktycznie od skończenia "dziecinnej" szkoły, czyli od klasy czwartej, słyszeliśmy "W klasie szóstej egzamin! Uważajcie! Uczcie się!". Od czwartej klasy byliśmy męczeni "testami wałbrzyskimi", które miały nam pomóc przygotować się na ten egzamin. Nie przypominam sobie jednak, żebym wtedy się nimi przejmowała. Cóż.
Teraz możemy stwierdzić, że egzamin za nami. Ciężko powiedzieć, co o tym sądzę. Moim zdaniem był łatwy, nawet bardzo. A podobno miał być taki trudny... Na szczęście mówili nam to w czwartej klasie. Wtedy faktycznie byłby ciężki do zaliczenia. Niestety, zrobiłam głupi błąd. Płetwy były chyba zbyt oczywiste i zaczęłam szukać "drugiego dna" w tym zadaniu... ale nieważne. Faktem jest, że straciłam na tej nieszczęsnej rybie punkt, a że nie napisałam, że potrzebuje ona do pływania chęci i wody, rodzice nie będą się o to wykłócać z komisją. Trudno. Brak jednego punktu to nie tragedia.
Siłą rzeczy egzamin przebiegł normalnie. Najpierw msza w intencji Ojca Świętego. Później, wpół do dziewiątej, staliśmy przed salą i właściwie głównie marzliśmy. Potem zostaliśmy podzieleni na dyslektyków i nie-dyslektyków. Dyslektycy weszli na salę i zajęli miejsca pierwsi. Później my, czy nie-dyslektycy. Po chwili wszyscy już siedzieli na miejscach. Dostaliśmy sprawdziany opakowane w żółtą folię. Rozpakowaliśmy je, a pani dyrektor wyjaśniała nam, jak mamy ten sprawdzian napisać. Nie da się ukryć, że niektórzy byli tym lekko znudzeni: po napisaniu takiej ilości egzaminów próbnych sposób zaznaczania odpowiedzi nie był już zagadką... Ani sposób poprawiania błędów. Fakt, że trzeba pisać czarnym piórem lub długopisem, również był powszechnie znany.
Po chwili pisania na salę weszła spóźniona "pani z komisji" z innej szkoły. Nikt jednak, poza resztą pilnujących nauczycieli, nie zwrócił na nią szczególnej uwagi. Byliśmy już zbyt zajęci pisaniem.
Po godzinie nie-dyslektycy oddali już prace, a większość dyslektyków również skończyła. Wszyscy więc wyszli na zewnątrz sali, gdzie pani Renata... O ile dobrze pamiętam, pani już na nas czekała. Miała ze sobą kopię sprawdzianu i sprawdziła z nami części testową : polonistyczną, matematyczną i przyrodniczą.
Podsumowując tę nie do końca składną pracę pisemną: egzamin jest już za nami. Skończył się czas nocy zarwanych na naukę, formalnie jesteśmy w naszym gimnazjum (większość klasy zostaje). Koniec formalności! Idziemy na wagary! Ja tylko żartuję!"

Agata Cywińska


 

"05.04 05r. napisałam mój pierwszy egzamin w życiu. Ten dzień zapamiętam do końca życia. Byłam bardzo zdenerwowana, ponieważ był to bardzo ważny sprawdzian, ale chyba niepotrzebnie!
Nauczyciele już od początku roku szkolnego powtarzali "musicie się uczyć, aby dobrze napisać egzamin". Niestety dopiero tydzień przed egzaminem dotarły do mnie ich słowa. Wtedy zaczęły się bóle brzucha i głowy spowodowane "stresem przedegzaminacyjnym". Po nocach śniły się koszmary, jakieś dziwne testy, pytania. Im bliżej egzaminu, tym stres był większy...
Przed sprawdzianem, zgodnie z prośbą pani dyrektor, poszliśmy na mszę świętą w intencji zmarłego Jana Pawła II. Wtedy nic do mnie nie docierało. Czułam się tak, jakby cały świat miał się zawalić. Niewiele uspakajały mnie słowa wypowiadane przez panią Renatą Mizeracką. Chciałam pokazać rodzinie, koleżankom oraz nauczycielom na co mnie stać. Wszyscy trzymali za mnie kciuki i nie chciałam ich zawieść. Wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana, ale to niewiele pomagało.
Gdy wyszliśmy z kościoła, nasza wychowawczyni poczęstowała nas czekoladą. Nie wiem nawet jak udało mi się ją przełknąć. Po wejściu na salę zostały nam przydzielone miejsca, dyslektycy (w tym ja) usiedli po prawej stronie a pozostali uczniowie po lewej.
Przed rozpoczęciem egzaminu pani dyrektor poprosiła mnie i Anię Kamionowską z VI b do komisji, która miała sprawdzić w sekretariacie szkoły, czy testy nie zostały wcześniej naruszone. Było wszystko w porządku, toteż sprawdzian rozpoczął się zgodnie z planem.
Po powrocie na salę gimnastyczną zostały rozdane sprawdziany oraz nauczyciele przedstawili nam regulamin. Dopiero, gdy zaczęłam pisać, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, przestałam się denerwować. Cały mój umysł skupił się na zadaniach. Starałam się uważnie czytać każde polecenie i odpowiedzi. Miałam dużo czasu i nie musiałam się śpieszyć. Niektóre zadania sprawiały mi trochę kłopotu, ale sądzę, że dałam sobie radę bardzo dobrze. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego nauczyciele tak nas męczyli przez te ostatnie miesiące. Czy było warto poświecić tyle czasu na naukę? Chyba tak, ale będę pewna, gdy poznam wyniki, których nie mogę się już doczekać! Wakacje będą dopiero za kilka miesięcy, ale mam nadzieję że nauczyciele dadzą nam teraz trochę swobody, w końcu nie mają pretekstu, aby zagonić nas do nauki! ("mają, mają" - dopisek wychowawczyni)."

Aleksandra Rabińska


 

"Dzień egzaminu dla klas szóstych zbliżał się nieubłaganie. Nerwy rosły wraz z przybliżaniem się piątego kwietnia. Dzień przed naszym sprawdzianem ja i moje koleżanki z klasy nie mogłyśmy zasnąć. Niestety czas płynie, więc zaczął się dzień testu.
Rozpoczął się on mszą świętą w intencji Jana Pawła II. Moim zdaniem pobyt w kościele nas wyciszył. Po mszy obydwie szóste klasy zebrały się przed salą gimnastyczną. Nasza wychowawczyni pani Renata poczęstowała nas czekoladą i życzyła szczęścia. Niestety nie mogła nam towarzyszyć podczas egzaminu, gdyż naucza naszą klasę. Na samym początku pani dyrektor oznajmiła, że dzieciaki z dysleksją mogą już wchodzić na salę. Reszta uczniów (miedzy innymi ja) musiała chwilę poczekać. Następnie pani Ewa powiedziała, że pozostali uczniowie mają zająć swoje miejsca. Weszłam na salę i zobaczyłam ławki postawione jedne za drugimi. Z przodu stały dwie złączone ze sobą z czterema krzesłami za nimi. Na krzesłach siedziały już pani Ewa, pani Ela i pani Małgosia. Wszyscy zauważyliśmy, że jedno krzesło było puste. Każdy zaczął szukać tabliczki ze swoim imieniem i nazwiskiem. Niestety, ja moją ławkę miałam tuż przed egzaminatorami... Po pewnym czasie przyszła nieznana nam pani ze słowami "Przepraszam za spóźnienie" i usiadła. Pani dyrektor powiedziała nam, ile mamy czasu i jak mamy zamalować kwadraciki w pytaniach zamkniętych. Następnie rozdano nam egzaminy zapakowane w żółte folie. Wspólnie rozpakowaliśmy sprawdziany. Po magicznych słowach "Zaczynamy pisać!" cała sala umilkła. Każdy patrzył już tylko na swój egzamin i zaznaczał wyniki na karcie odpowiedzi. Po godzinie musieliśmy już wyjść z sali i oddać sprawdziany. Kiedy wyszłam z sali, ujrzałam panią Renatkę, która od razu zapytała "I jak poszło?". Zobaczyliśmy wyniki i porównaliśmy ze swoimi odpowiedziami. Stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Większość klasy miała dobrze zrobioną matematykę! Po napisaniu egzaminu wszyscy udaliśmy się do szkoły. Ja, moje koleżanki i koledzy z klasy bardzo ucieszyliśmy się z tego, że już po naszym sprawdzianie. Wszyscy spokojnie wróciliśmy do domu.
Niestety wyniki będą pod koniec maja, a my czekamy już na następny egzamin. "

Karolina Becker


 

"5 kwietnia obydwie klasy szóste pisały sprawdzian kończący szkołę podstawową. Test poprzedzała msza św. w intencji zmarłego trzy dni wcześniej papieża Jana Pawła II. Po wyciszeniu się w kościele zeszliśmy do sali gimnastycznej. Najpierw weszli dyslektycy a potem reszta uczniów. Kiedy wszyscy odnaleźli swoje miejsca i wyjęli przyrządy potrzebne do napisania testu, przyniesiono pudełko z testami. Zostały one rozdane i rozpieczętowane przez uczniów. Gdy została sprawdzona zawartość prac, nauczyciele i obserwator z Kuratorium Oświaty życzyli nam powodzenia. Tak zaczął się sprawdzian umiejętności.
Kiedy uczniowie zagłębiali się w kolejne strony testu widzieli, że jest on prostszy niż przypuszczali, rozchmurzały się im twarze, a niektórzy nawet zaczęli się uśmiechać. Lecz naprawdę zdający rozluźnili się dopiero wychodząc z sali. Jednak na wielu twarzach malowało się strapienie dotyczące kilku pytań. Na szczęście wszystkie wątpliwości zostały szybko rozwiane przez nauczycieli z naszej szkoły. Potem wiele osób pojechało do domów lub na różne spotkania, korzystając z dnia wolnego od nauki.
Pierwszy w naszym życiu poważny egzamin upłynął w NIEZMIERNIE MIŁEJ ATMOSFERZE, ZA CO CHCEMY PODZIĘKOWAĆ NASZYM NAUCZYCIELOM. Spędzając wolny czas w centrum Warszawy, widziałem bardzo wielu moich rówieśników odświętne ubranych. Wszyscy byliśmy dumni, że był to nasz dzień - dzień szóstoklasisty."

Piotr Daszkiewicz


 

"5 kwietnia pisaliśmy sprawdzian szóstoklasisty. Rozpoczął się o godz. 9.10. Siedzieliśmy na sali gimnastycznej, w dwóch rzędach – osoby bez problemów dyslektycznych i dyslektycy. Przed uczniami zasiadła komisja, w której było trzech nauczycieli z naszej szkoły oraz pani z kuratorium, która nadzorowała, czy wszystko dzieje się zgodnie z regulaminem.
Wszyscy się denerwowali, każdy myślał, że nie da sobie rady z zadaniami. Nawzajem dodawaliśmy sobie otuchy. Kiedy wszyscy zasiedli na swoje miejsca, zapadła cisza. Następnie pani dyrektor powiedziała nam, ile mamy czasu, jak mamy zaznaczać i wpisywać. Kiedy skończyła, wzięłam duży wdech i spojrzałam na mój sprawdzian. Myślałam, że będę musiała poświęcić na niego dwie godziny. Każde zadanie trzeba było dokładnie przeczytać, jedne były trudniejsze a inne łatwiejsze. Powoli mijała wyznaczona godzina.
Kilka razy spojrzałam na innych uczniów, każdy był skupiony. Zadania testowe, z tego co wiem, każdy zrobił szybko. Były dość łatwe, niektóre kilku osobom nie poszły za dobrze, ale nie ma się czym martwić. Teraz sobie myślę, że nie było się czego bać. Nauczyciele mówią, że jest to trudne i trzeba bardzo uważać. Mają rację, ale nie można do tego podchodzić jak do matury, która jest na pewno trudniejsza i ważniejsza. Ja się nie zamartwiam tym, czy pójdzie dobrze, czy źle.
Ogólnie sądzę, że sprawdzian szóstoklasisty nie jest taki zły i strasznie trudny. Wszyscy się cieszą, że już po wszystkim!!!"

Agnieszka Kluczek